Najpierw były plotki. Już za dzieciaka niektóre słyszałem, nawet jak jeszcze nie wszystkie mogłem objąć rozumem. Później temat sam z siebie przycichł. Do parafii przyszedł nowy ksiądz, a jeden ze starych po prostu zniknął. Dostał przeniesienie, czy jakiś awans. Mnie to jakoś specjalnie nie interesowało, a i plotki jakoś przycichły. Aż jakiś czas później za sprawą artykułu prasowego bomba wybuchła na nowo.

  • Kierunkowy74@karab.in
    link
    fedilink
    arrow-up
    2
    ·
    1 year ago

    Blog (jego autorem jest @Smootnyclown się zepsuł po tym (?), jak zamieściłeś link. Zamieszczam pełną treść, odzyskaną z Internet Archive:

    1. Urodziłem się w średniej wielkości mieście na południe od Warszawy. Nigdy w nim nie mieszkałem, moi rodzice mieszkali w Jeszcze Mniejszym Miasteczku 30 kilometrów dalej. Ale tam był najbliższy szpital. W gruncie rzeczy w tym Jeszcze Mniejszym Miasteczku również nie mieszkałem, przynajmniej w sensie świadomego mieszkania. Miałem jakieś pół roku, jak rodzice się przenieśli do Warszawy, a ja, niespodzianka, razem z nimi.

    2. Ale całe dzieciństwo spędzałem wakacje w Jeszcze Mniejszym Miasteczku, bo rodzina moich rodziców, a więc większość krewnych, właśnie tam mieszkała. Jest tam kościół, a przed kościołem tabliczka z informacją, na jakiej częstotliwości odbiera Radio Maryja. Jest i cmentarz, naprawdę duży jak na Jeszcze Mniejsze Miasteczko, a nawet stary, zaniedbany cmentarz żydowski.

    3. Najpierw były plotki. Już za dzieciaka niektóre słyszałem, nawet jak jeszcze nie wszystkie mogłem objąć rozumem. Później temat sam z siebie przycichł. Do parafii przyszedł nowy ksiądz, a jeden ze starych po prostu zniknął. Dostał przeniesienie, czy jakiś awans. Mnie to jakoś specjalnie nie interesowało, a i plotki jakoś przycichły. Aż jakiś czas później za sprawą artykułu prasowego bomba wybuchła na nowo.

    4. Większość moich znajomych była w szoku. Nagle okazało się, że być może to, o czym całe Jeszcze Mniejsze Miasteczko mówiło szeptem, wcale nie jest zmyśleniem i plotką? Może rzeczywiście działy się jakieś Złe Rzeczy i ludzie byli krzywdzeni? Początkowo nikt nie chciał w to wierzyć. Niedowierzanie jednak opadało niczym kurz, a mieszkańcy i zarazem wierni, którzy przecież znali swojego księdza, widzieli się z nim co najmniej na coniedzielnej mszy, coraz głośniej nie dopuszczali do siebie myśli o ewentualnych nieprawidłowościach.

    5. Niektórzy mieszkańcy mówili, że artykuł to zwykłe dno, bez konkretów, bez nazwisk, bez niczego. Takich głosów było dużo. Jeden mieszkaniec powiedział: jak na spokojnie się przeczyta ten „artykuł”, to zieje pustką. Pojawiły się sugestie, że to prywatna uraza autora do księdza: sprawa może mieć podłoże osobiste. Infantylne „zarzuty”. Inni szybko się przyłączyli: wygląda na to, że oprócz insynuacji i domysłów zawartych w artykule nie ma nic więcej. Wyciągnięto jakieś stare brudy, a jeśli to ma być dziennikarstwo śledcze, to ja dziękuję. Albo: z tekstu nic nie wynika – jedynie ciąg dalszy pomówień. Jak ma się wiarygodne zarzuty to się je formułuje otwarcie, a nie przedstawia anonimowo.

    6. Szybko zresztą wierni przeszli z niedowierzania i oburzenia do obwiniania i dyskredytowania ofiar. Jeden z mieszkańców powiedział, że generalną zasadą jest, że kiedy odchodzi ktoś znienawidzony, następuje fala oskarżeń, często bezpodstawnych. Inny, po przeczytaniu artykułu, stwierdził, że nie wie, co nabroił, ale widzi, jak oprócz szmat zaczynają krążyć stada obrażonych na los, zazdrosnych, że ksiądz osiągnął sukces. Inna wierna powiedziała, że był ksiądz po prostu nie chodził na kompromisy i był wymagający. Pojawiały się również ochoczo podłapywane głosy, by wszystkich, którzy ochoczo anonimowo opluwają duchownego zbadać wariografem i dopiero wtedy rozstrzygnąć, kto ma rację.

    7. Ale obrońcy księdza obrali też inne strategie. Zaczęto dyskredytować same opisane zachowania. Jedni sugerowali, że mamy do czynienia z jakąś dziwną nadważliwością, co jest złego w obejmowaniu drugiego człowieka, albo niewinnym komentowaniu bielizny? W końcu w godzinach próby wiele miernot aktywizuje się, bo nareszcie mogą wywalić frustracje, a wszystko dlatego, że nigdy nie osiągną poziomu księdza. Jeszcze inni z oburzeniem krzyczeli, że nie ma kompletnie znaczenia, czy opisane wydarzenia w ogóle miały miejsce. Parafia to nie więzienie, jak się komuś nie podobało, to mógł zmienić. Ktoś nawet powiedział, że może robił, co robił, ale to wszystko wynikało ze zmartwienia, strachu o parafię i Kościół.

    8. Wreszcie z obrony przeszli do ataku. Jedni stwierdzili, że księdza po prostu bał się lewacki system, nienawidzi go, jak mało kogo. Pojawiły się quasi-retoryczne pytania, na czyją korzyść działał autor artykułu z oskarżeniami. Ktoś wspomniał, że jest odgórne „zlecenie” na księdza. Inny wierny stwierdził, że po księdzu jadą jak po burej suce – bez dowodów, z anonimizacją zgłoszeń. Czyli nie ma NIC. I dodał: to zemsta. Temat zresztą wracał w wielu wariantach. Jeszcze jeden mieszkaniec wyszydzał: Co jeszcze wypłynie? Wikary nie segreguje śmieci? Proboszcz nie zapłacił rachunku za kablówkę? Ktoś trzeźwo zwrócił uwagę, że artykuł opublikowały media, które już kiedyś współpracowały z tym lewackim systemem, więc należy mieć się na baczności.

    • Kierunkowy74@karab.in
      link
      fedilink
      arrow-up
      2
      ·
      1 year ago
      1. Wreszcie ktoś wyartykułował wprost obawy wiernych: w końcu korzyści z tego odnoszą tylko wrogowie. Ale jest domniemanie niewinności, a przedstawione „dowody” to kartka z żalami jakiejś osoby. Trochę mało. Inna wierna zwróciła uwagę, że temat grzeje lewactwo i nie należy dać się w niego wciągnąć. Tym słowom zresztą przytaknęła znaczna większość wiernych.

      2. Wszystkie cytaty, które tutaj zamieściłem, są oryginalne. Możecie jest zweryfikować tutaj (nie zweryfikujecie, link martwy, Internet Archive nie zachowało). No tak, tylko cała historia nie dotyczy księdza, tylko Tomka Lisa.